Wiersze
Darek Foks






Próbowałem opiewać okaleczony świat


Próbowałem opiewać okaleczony świat.
Pamiętałem o długich nożach sierpnia
i o truskawkach przeszłości. Znaczy się, o jabolach.
O marihuanie, która daje zarobić
opuszczonym mieszkańcom PGR-ów.
Wcale nie musiałem opiewać okaleczonego świata.
Jak biały człowiek patrzyłem na wypasione okręty
podwodne: jeden z nich miał przed sobą przygodę medialną,
o innym można poczytać w wycofanym podręczniku.
Widziałem Rumunów, którzy nie kasowali biletów,
słyszałem nazistów, którzy wyręczali konduktorów.
Nie powinienem opiewać okaleczonego świata.
Kiedy ostatnio byłem z kimś w białym pokoju,
przyszedł policjant i straszył tatusiem na urzędzie.
Byłem na koncercie, ale nic nie wybuchło,
bo wstęp wolny był. Jesienią dzieci zbierają żołędzie
w parku, gdzie grasuje zamorski zboczeniec
z dynamitem. Próbowałem opiewać okaleczony świat,
ale skończyło się na tym, że wetknąłem mu w tyłek
szare piórko, zgubione przez drozda,
i patrzyłem, jak się męczy.



Za poezję polegli


Rozbijam namiot, a potem spróbuję nadmuchać materac.
Rock Hudson w filmie Ulubiony sport mężczyzn


Nowy, śnieżnobiały ekspres do kawy pracuje
popierdując cicho. Słońce nie pracuje.
Kot zjada trzecią z czterech wątróbek drobiowych.
W lodówce z blachy nie ma wolnych browarów.

Kiedyś mogłem unieść dwa psy naraz,
myślę jak początkujący suchotnik,
odstawiając jamniczkę w bezpieczne miejsce
i przyglądając się lżejszej bestii o wesołym spojrzeniu.

Cofam dłoń, bo wytarzał się w ścierwie.
Nie lubi łazienki, chociaż spędza w niej sporo czasu.
Pewnego dnia wytarza się
w pozostałościach spasionego burżuja,

a jamniczka przyniesie do domu ważne papiery.
Bo jamniki mają lepszy węch. Pozostałości
spłuczemy, papiery sprzedamy. Jak już wspomniałem,
bestii dobrze patrzy z oczu. Czwarta wątróbka

sprawia, że kot rusza w stronę okna. Znałem kota,
który wykonywał takie ruchy po pierwszej.
Od rana jestem uprzejmy, więc otwieram okno.
Kot jednak rezygnuje ze spaceru. Za chwilę

wbiegnie do mojego pokoju, przewróci stertę książek
i zadowolony z siebie usiądzie na klawiaturze.
Philip Larkin, Tony Harrison, Michael Longley,
Seamus Heaney, Ciarán Carson, Craig Raine

oraz parę antologii, które z plutonu robią batalion.
Po usunięciu kota z klawiatury
przystąpię do żmudnej rekonstrukcji,
tradycyjnie już rezygnując z kolejności alfabetycznej.

7 stycznia 2001


Rzut beretem


Godzina piąta minut trzydzieści, więc idę
wybadać gazy bojowe komunikacji
miejskiej. Na początek parkiem
w którym białe studentki tulą się do białych
studentów, napełniając ich katolickie
serca wizjami rozdziawionych bobrów
i jękiem. Czytałem, że Duch Święty
potrafi spaść jak cegła. I spada. Wchodzę
do księgarni gdzie jest sporo z tego
co przeczytałem i czytam po trochu
i wiem jeszcze więcej o wymiarach
cegły. CAŁY NARÓD BVBVJE SWOJĄ
STOLICĘ. V + V = V-2. Cegły
są wszędzie.
Skądinąd wiadomo
że w Alejach Jerozolimskich śmierdzi
najbardziej, no może na Wawelskiej.
Przebadam Grójecką, jeśli dostanę stypendium.
Rosły blondyn, trzepnięty spalinami,
Wychyla się z okna tramwaju.
Blondynka, co go zna z siłowni, wysuwa
język i nie wierzy w komory. Spaliny
wypełniają ulicę: jest 17:45,
krwawy poniedziałek.
Gaz o tej porze
to kłamstwo, czytałem o tym, bo byłem
w księgarni. Nie ma gazu w mieście.
Żarcia jest pod dostatkiem, szczególnie
W tym kwadracie. Linia Maginota, Zygfryda
i Wał Atlantycki, „panzerfausty
naszej miłości". Stara rura
z przedmieścia ładuje dużą sycylijską w młodą
rurę z przedmieścia.
W Alejach jest dzisiaj kilku
nieletnich, co nacisną spust. Kawałek cebuli
na moich okularach. Najpierw cebula,
później odrobina tuńczyka, potem
szynka i kropla sosu. Czy moje okulary
pomieszczą całe bogactwo popołudnia?
Zero apetytu a jednak idę dalej.
Przepraszam. Dwie Krople. I kawałek
cycka, co przed chwilą został sprzedany i
sfotografowany na użytek pisemka,
które padnie za tydzień. Metro
jest za płytkie, ale kto myślałby o tym
teraz.
Szybkie piwo i długi spacer
Alejami na zachód. Mój detonator jest w kieszeni,
to opakowanie chusteczek higienicznych Velvet.

27 kwietnia 1998



Proza Polska


Dla Henryka Berezy



Proza Polska budzi się o jedenastej i widzi
półkę z książkami zamiast głowy Jodie Foster.

Proza Polska budzi się o jedenastej i widzi
półkę z książkami zamiast głowy Jodie Foster.

Proza Polska budzi się z problemami,
więc nie stroni od spowalniających narrację powtórzeń.

Jeszcze przed chwilą piętnastoletnia Jodie Foster
obiecała Prozie Polskiej stertę nieziemskich doznań.

Proza Polska traktuje obietnice Jodie Foster
jak obietnice księgowego z Ministerstwa Prozy.

Proza Polska zapomina o Jodie Foster,
bo są chwile, kiedy Proza Polska nic nie pamięta.

Podczas rozmowy z ekspresem do kawy
Proza Polska postanawia nie odbierać telefonów.

Podczas rozmowy z ekspresem do kawy
Proza Polska postanawia odebrać jeden telefon.

Proza Polska podnosi słuchawkę i mówi,
że nie poprowadzi działu haiku w „Newsweeku".

Proza Polska ma trzydzieści pięć lat
i zmierza w przeciwnym kierunku.

Proza Polska idzie po „Gazetę Wyborczą"
do kiosku koło szkoły syna Prozy Polskiej.

Proza Polska czyta „Gazetę Wyborczą",
bo to największa gazeta we wsi.

Kiosk koło szkoły syna Prozy Polskiej
jest zamknięty z powodu zagranicznej choroby.

Zagraniczna choroba doprowadza Prozę Polską
do stanu podwyższonej gotowości.

Proza Polska wraca do domu i postanawia,
że dzisiaj nie zapozna się z doniesieniami z frontu.

Po drodze Proza Polska odbiera rachunek,
z którego wynika, że milczenie jest złotem.

W związku z zaistniałą sytuacją Proza Polska
włącza muzykę, rozmawia z tosterem i postanawia,

że dziecko obejrzy kolejne odcinki ważnych kreskówek
u dziadków, którym ważne kreskówki nie przeszkadzają

w rozmowie z tosterem. Rodzice Prozy Polskiej
niechętnie przyjmują pomysł syna do wiadomości.

Podczas rozmowy z rodzicami Proza Polska
przypomina sobie, że musi jechać do Warszawy.

Proza Polska musi jechać do Warszawy,
żeby powiedzieć do mikrofonu słowo o literaturze.

Proza Polska jedzie do Warszawy
tylko dlatego, że ta literatura to Henryk Bereza.

Proza Polska wyciąga zegarek,
żeby sprawdzić, która godzina i o co chodzi.

Molestowany przez Prozę Polską zegarek
jest własnością syna Prozy Polskiej.

Syn Prozy Polskiej pożyczył zegarek ojcu,
bo słyszał, że tata oprócz prozy wymacał też poezję.

Proza Polska cieszy się, ponieważ po raz pierwszy
ma okazję opuścić miasto z własnością dziecka.

Proza Polska opuszcza miasto z własnością dziecka.
Proza Polska czuje się jak Andrzej Sosnowski, skądinąd

poeta. Proza Polska od urodzenia woli poetów.
Andrzej Sosnowski nie rusza się z domu

bez drobiazgu, będącego własnością jego syna.
Syn Prozy Polskiej ma na imię Ulisses. Ulisses

pożyczył Prozie Polskiej zegarek nowej generacji.
Zegarek Ulissesa wskazuje 11.15. Zegarek Ulissesa

nie kłamie. A do tego ma kilka tajemniczych funkcji.
Proza Polska zwraca uwagę na napis „Open".

Proza Polska naciska coś, co wystaje pod tym napisem.
Wieko unosi się i Proza Polska wysypuje na dłoń

sztuczny śnieg, który Ulisses przywiózł z Warszawy,
gdzie gościł na premierze „Królowej Śniegu".

Jeśli wzrok Prozy Polskiej nie myli,
jest to drobno posiekana folia z warzywniaka.

Proza Polska marznie na oczach współpasażerów,
wsłuchując się w zdanie: „Następna stacja: Wierzbno".

Proza Polska już wie, o co chodzi, więc zgarnia
śnieg do zegarka i śpieszy obrazić cycatą Królową.

Cycata Królowa rozmawia z wilkiem i trzema świnkami.
Świnki przyjmują propozycję i ogłaszają pobór.

Październik 2001




Widoczek


Dla Marty Podgórnik

Kolejny wieczór w niezatapialnym barze,
który nazywa się jak Bóg przykazał,
chociaż nikt nigdy nie pamięta,
czy jest dostatecznie zielony – kilka stolików,
kilka szklanek na każdym stoliku,
klienci wchodzą drzwiami,
podobnie jak zaspani autorzy
książek, w których wszystko zostało opisane,
a teraz jest sprawdzane. Po raz kolejny

chciałbym sobie tylko trochę popatrzeć,
ale sobie nie popatrzę, bo jestem
za daleko, żeby cokolwiek zobaczyć. Więc
zmyślam. Siedzi po prawej, bo lubi po prawej.
Sukienkę ma w kwiatki, bo gęsi lubią
kwiatki. Barman jest trzeźwy, bo barman
powinien być trzeźwy. Czesław,
który właśnie wyszedł przed czasem
z pokazu „Przedwiośnia" dla recydywistów,

grzebie w kieszeniach, bo ktoś mu z wdziękiem
gwizdnął portfel, kiedy na bani szukał
swojego fotela w pierwszym rzędzie.
Laski, co je wyrwał przy kasie, nic nie wiedzą
o kwiatkach przydrożnych w ogrodzie rozkoszy.
Kwiatki przydrożne? W ogrodzie rozkoszy?
Czemu nie? Trener tylko trochę krzyczy.
Z taką średnią i w takim dresie
mogę sobie pozwolić na najdroższą lornetkę.

21 maja 2001



Dwie godziny w Hollywood


Dla Tadeusza Pióry

Sharon Stone sprzedawała parujące hot dogi,
zanim kamery zaczęły rejestrować,
jak posuwa się z klasą. Kieszenie mamy pełne
taśm, których nikt nie chce przejrzeć.

Nasze hot dogi są najgorsze na świecie.
Wypełnione książkami furgonetki
zdobędą Frankfurt. Nie od dziś wiadomo,
że Moguncja też na chwilę rozłoży nogi.

Ostatnia eskadra ostatniego lata
zrzuciła spadochroniarzy na posiadłość brata,
bo przystojny nawigator oberwał w piwne oko.
Stocznie wroga ruszyły na wschód

jak papier z faksu wojewody.
Dymiąca maszyna wycięła topole na Mokotowie.
Tylny strzelec pomyślał o Dallas i spłonął
jak Drezno. Sam w akcji nie miał szans.

13 października 2000


Kanonierki świtu


Wzorem kubańskich fachowców
zbieramy deski. Żywność, wodę
i gwoździe dostarczy na czas
mały przedsiębiorca. Dziecko samo
nadmuchało tygrysa,

więc nie pójdzie na dno.
O tych płucach jeszcze usłyszymy.
Wyciągam rękę i szukam pola.
Jamnik zostaje w domu, bo pogryzł
kompas. Nikt go nie kocha. Jest pole.


Wiersz polski średniej długości


Zamknięty w sobie, chodzę
ze spuszczoną głową. Skacowane
siedemnastki rozglądają się
za czymś do picia. I mówią:
„Zamknięty w sobie, chodzisz
ze spuszczoną głową, a my,
skacowane siedemnastki,
rozglądamy się za czymś do picia".

Ze spuszczoną głową, powoli
podchodzę do lodówki. Skacowana
siedemnastka, co ma na imię Ewa,
mówi, że ze spuszczoną głową,
powoli do lodówki podchodzę
za wolno. Powoli? Za wolno? Więc
chcesz tego niemca, czy go nie chcesz?
Pytam po cichu, bo raczej

wcześnie jest. Niemiec o świcie,
blaskiem żarówki wyrwany z resztek
mroku, wygląda z grubsza
jak dorodna kiełbasa z wąsami,
bo okolica obfituje w kucharzy,
którzy skacowane siedemnastki
mają za nic. Niemiec
w butelce nazywa się Browar

Tutejszy. Wąsy ma, bo nać. Kapsel
zdejmuję. Już bez hełmu
podaję skacowanej siedemnastce
i kończę opowieść o sprzedawczyni,
która przestała mnie kochać,
bo wszedłem do sklepu z synem,
a nigdy wcześniej nie widziała mnie
z synem, co chodzi do drugiej klasy.

Skacowana siedemnastka niemcem
pokrzepiona mówi, że ona nigdy
nie przestanie mnie kochać
(chyba jednak ma na imię Małgorzata),
nawet gdybym wszedł do jej sklepu
z synem syna i bratem żony.
Amerykanem się zaciąga, niemca
podając bezimiennej koleżance.

Rusek tymczasem niszczy tapicerkę
w taksówce, bo się wylał. Nasz
menedżer ds. ruska przeprasza
tymczasowego kolegę taksówkarza
i prosi, żeby jak najprędzej zawrócił
do tymczasowego sklepu z ruskami,
w którym po godzinach sprzedaje
ta, co tymczasowo mnie nie kocha.

Skacowane siedemnastki
zawijają się w koc z tymczasowym
kolegą gitarzystą. Tymczasowy
kolega perkusista wciąż w taksówce.
Niemca dopijam, amerykana dopalam
i lodówkę, co po oczach wali,
delikatnie zamykam. Zamknięty w sobie,
chodzę ze spuszczoną głową.

17 września 2002


Polish Bombs


Pamięci Joe Strummera

Jak założony w 1938 roku
niewielki zakład pogrzebowy
stoję obok resztek przystanku
paczki osiemdziesiąt,
wydmuchując dym w sposób,
który nie powinien przeszkadzać
nawet najstarszym i najdelikatniejszym
użytkownikom linii cmentarnej.

Rozmyślając o sprawnie wydeptanej
w śniegu stopami najcięższych
użytkowników największego kościoła
ścieżce niedzielnej, ułatwiającej
poruszanie się o poranku chorym
rowerzystom, spragnionym,
zakrwawionej córce burmistrza
i jamnikowi z gównianym obłędem

w oczach, przenoszę ciężar ciała
z prawej na lewą, spoglądam
na zegarek, odbieram słaby
sygnał spod zakładu pogrzebowego
założonego w 1945, spluwam
i strzelam niedopałkiem w kierunku
stacji benzynowej, którą zdąży zasłonić
pusta cysterna z Hiszpanii.


Bitnik w niebiesiech


Pamięci Allena Ginsberga

I

Wcięło go w kwietniu. Wiemy, jak jest w kwietniu:
Na wiosnę czeka lud, sobotę mają ludziska.
Siedziałem w barze, myślałem o bezmiarze;
Noc zaciskała zęby na zimnym kapslu żywca.
Szafa grała. Zgodnie z partyturą
W kwietniu wzrasta spożycie i pamiętamy wszystko.

Profesorze, z paru strof
Blaszkę zrobił czasu młot.

II

Byłeś bitnikiem jak co drugi z nas, a może
Co trzeci. Co czwarty nigdy
Nie przebrnie przez twoje Wiersze zebrane. Niebo
Ameryki nad studentem z Kostaryki. "Głos Wybrzeża"
Zapewne też przeżył tę śmierć. Tysiąc lat Gdańska
I siedemdziesiąt jeden lat autora Café in Warsaw.
Tysiąc udawanych orgazm na tysiąclecie miasta.
Tysiąc ruchów w brzuchu matki na tysiąclecie państwa.
Dwie pedalskie odzywki zasłyszane o świcie.
Niczego nie ma o mnie w Internecie.

III

Charlie, dmuchnij jeszcze raz:
Allen Ginsberg jest wśród nas.
Do nocnego biegnie Jack,
Gdyż od szefa przyszedł talon.

Nie będziemy truć o czasie;
Jack taksówką wraca właśnie,
Ściskając stertę browarów
Tudzież kilka towarów.

Ściska je trochę za mocno,
Bo jedzie taryfą nocną:
Kiedy człowiek laskę trzyma,
To go system nie powstrzyma.

Trocki gówno o tym wiedział,
Więc nie będzie z nami siedział.
O pomniejszych nie mówimy,
Bo ich raczej nie widzimy.

Jack piwo w puszkach zakupił
I trochę z jednej upił,
Co uczyniło zwłoki z Jacka
I na Jacka już żadna nie czeka.

Hańba Jacka naszą hańbą jest.
Przy Allenie stać nas na gest,
Bo porządne z nas chłopaki
I nie chcemy robić draki.

O Charliego dmuchaniu
Zdaje się było w pierwszym zdaniu.
Ważna jest trąba jego,
Gdy witamy nowego.

Charlie, dmuchnij jeszcze raz.


Henry na asfalcie


Henry'ego przejechał walec. Henry'ego
przejechał walec z metalu.
Ciężki walec. Walec z żelaza, stali i smaru.
Przejechał dokładnie. Walec,
któremu nic nie brakowało.
Henry czytał o walcach. Sporo o walcach

napisano. Henry nie tylko o walcach
czytał. Czytał też sporo
o rozmnażaniu. Czytał o rozmnażaniu
przez pączkowanie. Nie znalazł potrzebnego zdania
o powiększaniu przez rozgniatanie.
Zdania o rzeczach przyziemnych. Zdania

o twardych facetach. Zdania o walcach
uszkodzonych. I brzydkich wyrazach
w warsztatach. Znalazł dwa zdania na swój temat.
„Powinien być jakiś walec dla Henry'ego".
I był. „Henry
powinien się zwijać". I zwijamy Henry'ego.


Dupa Margaret Tischner


Kiedyś w Opolu
wypiliśmy parę piw z Krawczykiem
a ja tak ładnie
śpiewałam jego przeboje
że już nigdy nie podpisał mi nowej płyty
tak było w Opolu

z kolei w Kołobrzegu
było głośniej
nikt tam nigdy nic nie śpiewał
a i tak było głośno
to była szafa grająca, jasna sprawa
człowiek wiedział za co płaci

w Sopocie płaciło się właściwie bez przerwy
ja przeważnie płaciłam za dużo
zabawnie było płacić wszystkim
za wszystko
to było jak zapasy

to znaczy prawdziwe zapasy
były w Jarocinie
to znaczy szło się do namiotu z punkiem
no cóż to są zapasy
cała różnica w tym że lepsze to niż z hipisem

jechałam sobie jezdnią
po Gdańsku
i przejechałam syna Lecha Wałęsy
świeżo przybyłego z Oliwy
spodobały mu się moje opony
obojgu nam podobały się te opony

później we Wrocławiu poznałam sprzedawcę polis
i to wybiło mi z głowy myśli o śmierci
to było jakby cię ktoś kupił
za dychę
jak coś co kosztuje tyle ile kosztuje
a on to kupuje za dychę

a w Katowicach złapałam straszny
dół zabawnie było posługiwać się szpadlem
tyle że pojawiły się bąble
i rosły jak brzuch tego z Wrocławia
drożejąc niczym piwo

ale zawsze kochałam Kraków
te dłonie co obmacują człowiekowi dupę w tramwaju
nie, to był autobus
a dupa tak czy owak jest niezła
żeby chociaż przestali sprawdzać bilety

i Lublin gdzie widziałam Krzysztofa
Cugowskiego „Heideggera sztuki wokalnej" tyle
że brzmiał jak Nietzsche z Woronicza
nie znałam jeszcze historii telewizji
nie to żeby mi później podłączyli kablówkę

a jeśli masz ochotę przejechać się
po Warszawie
to już lepiej przejedź się po Szprotawie
to jest jak Wall Street w Żyrardowie
nie wiesz gdzie jedziesz
ale rymujesz

a potem w Łodzi wiedziałam
jak zachować się z klasą rozłożyłam nogi
i bałam się miłości i śladów jej butów na śniegu
i czułam zimny powiew zapomniałam
o prezerwatywach w portmonetce
to była miłość i trochę zesztywniałam

15 października 1997

Tym razem zgon


Będzie ciepło, nagle, dla niepoznaki
i jaj, znikąd. Tym razem
termometry zawiodą, Mariola będzie
zdejmować majtki na dachu i polewaczki, polewaczki
ruszą ulicą, papierosy same
się zapalą. I tyle będzie płomieni, jasnych jak iskiereczka, co
z popielnika. Będzie ciepło, będziemy jeść
książki.


Dwaj Serbowie poszli
na piwo do baru


i tyle wypili że musieli zapłacić grupą Albańczyków
płci męskiej, ale właśnie zakopali
grupę Albańczyków płci męskiej,
więc zaczęli kopać

żeby wykopać grupę Albańczyków płci męskiej
i zapłacić za to co wypili
z kolegami. Gdzieś po dwóch dniach, myśląc

jak długo jeszcze przyjdzie im
kopać, zapytali
barmana ile ciężarówek go zadowoli
i kiedy odda im moździerz.

Nie wiedzieli, bo byli raczej
młodymi Serbami,
że grabarz w cywilu cały tydzień musi kopać
na pół beczki piwa.

Polska, połowa 1999


Ezra Pub


Earthlingowi z pokłonem,
lichwie na pohybel


1

Zaczynałem w horrorach. Później przyszła
sława: Dziewczynka z panzerfaustami,
Człowiek z benzyną, Trzy koktajle
Mołotowa.
Tryptyk, o którym pisali
we wszystkich sprzedajnych pisemkach

filmowych. Za dzień zdjęciowy zgarniałem
tyle, ile klecha za miesiąc z Najświętszą Panienką.
Kiedy miałem zagrać we Frankensteinie
na dachu
, poprosiłem o podwyżkę.
Dostałem podwyżkę i poczułem się jak pułkownik

Wojska Polskiego. Od pułkownika
niedaleko do generała, więc kiedy chcieli,
żebym zagrał w Poskromieniu Trockiego,
Wystękałem: „Jaruzelski. Wojciech Jaruzelski. Ten,
co ściska halabardę. Za ile? Bo też bym pościskał".

Poskromiłem Trockiego za marne grosze,
jak się później okazało. Z pensją posła
poradziłem sobie przy Niewinnych kaznodziejach.
Pensja senatora zasadniczo mi zwisała,
bo dostałem tytułową rolę w Ryszardzie III.

2

Stosunkowo szybko porzuciłem klasyczny
repertuar. Za sprawą pieniędzy,
oczywiście. Za sprawą pieniędzy stosunkowo
szybko wróciłem do klasycznego repertuaru.
Hamlet okazał się wielkim sukcesem.

Wydymałem Ofelię. Wydymałem Gertrudę.
Duch mego ojca nie dał się wydymać, chociaż
grała go kobieta. Rosencrantz wydymał Poloniusza
i Guildensterna, z którymi zaraz po premierze
wydymaliśmy co do jednej dziewczyny z widowni.

Romans z odtwórczynią głównej roli w serialu
Pocałunki głupka przypłaciłem roczną przerwą
w wykonywaniu zawodu. Przywrócił mnie światu reżyser
Gotówki i cementu. Przywrócił i dał zarobić.
Dobry kolega. Zginął na planie Barykad z niczego.

3

Nie wspomniałem jeszcze o kreskówkach,
ale kreskówki to nie moja specjalność.
Barykady z niczego nie weszły na ekrany.
Pocałunków głupka też nikt nigdy nie widział.
Widziałem Hamleta. Ryszard III lepszy.

Lepszy, bo tańszy. Lepszy, bo krótszy.
Lepszy, bo nie ma tego złego, co by na dobre
nie wyszło. Wyszło szydło z worka.
Nie taki diabeł straszny jak go malują. Za rolę Mefista
dostałem nagrodę w Gdyni koło Przemyśla.

4

Za próbę wydymania Małgorzaty
trafiłem na dwa tygodnie do aresztu. Posadzili mnie
z jakimś zboczkiem, co zerżnął własną córkę.
Poprosiłem o odszkodowanie
i dostałem odszkodowanie. Nie grałem przez rok.

5

Próba wyprodukowania polskiego Kojaka
okazała się próbą wyprodukowania polskiego Kojaka.
Tu i ówdzie potrzebowali Otella, więc nadałem się
z polską łysiną. Rudy Olbrychski
tego nie widział. A szkoda, bo wyłysiałby

po polsku. Jestem, który jestem. Gram,
kogo gram. Film wychodzi z kina
i nigdy nie wraca. Spektakl wychodzi z teatru
i nigdy nie wraca. Kolega
wychodzi po piwo i zawsze wraca z piwem.

6

Zaczynałem w horrorach. Później przyszły
prawdziwe seriale: Kwaśniewscy (157 odcinków),
Buzkowie (149 odcinków), Matka Buzka (4 odcinki)
i Stocznia Now (pilot). Zbudowałem dom
w Aninie. Kupiłem mieszkanie na Mokotowie.

Mieszkałem w hotelach. Jadłem w restauracjach.
Spotykałem się z widzami.
Spotykałem się z córkami widzów.
Widziałem rzeczy, o których nie śniło się widzom
i ich córkom. Dorobiłem się wady wzroku.

Okulary kupili mi, kiedy grałem w Dyskietce
znalezionej u martwego optyka
. Te same okulary
przyczyniły się do mojego sukcesu
w Dioptriach bez powodu. Kiedy grałem
w Okularniku z kosmosu, byłem zupełnie ślepy.

7

Wada wzroku odezwała się ponownie przy Notatniku
Rosenbluma
(własnej matki nie poznałem,
więc zapakowali ją do niewłaściwego pociągu).
Przy Jak mnie głowa boli! odzyskałem
wzrok, słuch i powonienie. Głowa bolała mnie

naprawdę. Sporo widziałem, jeszcze więcej
słyszałem. Pewnego dnia
usłyszałem trąbę. Zrobiłem transparent
i stanąłem na placu. Stanąłem
na placu z transparentem. Sam jak palec.

Śliczne ujęcie, przygnębiający najazd
kamery. Jak w Krótkim filmie o sprzedawaniu.
Za najazdy operator dostał nagrodę, za większość ujęć
dostał po mordzie. Kręciliśmy w największych
sklepach z żarciem. Co zjedliśmy, to nasze.

Niewiele wiem, bo za dużo jem,
ale wydaje mi się, że jest coraz lepiej.
Potrzebujemy statystów. I z tym do was przychodzę,
chłopaki. Człowiek, który sporządził testament ludzkości
jest wasz. Wystarczy, że wyjdziecie na zewnątrz.


Przestrzelone kolana


Przestrzelone kolana,
bo wczoraj kupiłem
dwa niepotrzebne żywce
i niosłem je za plecami
jak butelki z benzyną.

Przestrzelone kolana,
bo palenie szkodzi zdrowiu.

Przestrzelone kolana,
bo Isabella Rossellini
kwestowała na Powązkach,
a ja nie miałem drobnych.

Przestrzelone kolana,
bo wydałem drobne
na dwa niepotrzebne żywce,
które niosłem za plecami
jak butelki z benzyną.

Przestrzelone kolana,
bo cały dzień
chodziłem bez celu.

Przestrzelone kolana,
bo za chwilę
zadzwoni do mnie z Haiti
Hannibal Lecter.

Przestrzelone kolana,
bo Jodie Foster
nigdy do mnie nie zadzwoni,
chociaż z przyjemnością
rozwaliłbym dla niej
jakiegoś prezydenta
czy gwiazdę folku.

Przestrzelone kolana,
bo przed chwilą
dzwonił do mnie z Haiti
Hannibal Lecter.

Przestrzelone kolana,
bo listonosz
zawsze strzela dwa razy.

Przestrzelone kolana,
bo gramy z kolegami muzykę
góralską z elementami
bałkańskimi w celu wyrwania
większej gotówki.

Przestrzelone kolana,
bo kolegów
poznałem w szpitalu.

Przestrzelone kolana,
bo przestrzelona dorożka,
przestrzelony dorożkarz,
przestrzelony koń.


Sonet drogi


Niedopałek Europy, Norymberga świtu.
Zaraz powinna być jakaś stacja benzynowa.
Laura Palmer wykrwawiła mi się
na tylnym siedzeniu. Nie zabiłem jej,

ale ją wiozę. Niczego o niej nie ma
w komputerach celników. Państwo nie żyje,
amfetamina drożeje. Niewiele widzę
w zachwyceniu. Bawarskie wioski

i wieśniacy Francji. Hiszpan przemawia
do mnie językiem Hiszpana. Niczego
o nim nie ma w moim notatniku. Notatnik

zostawiłem w kraju. W Lizbonie
agentka Scully zrobi mi laskę stulecia.
Tymczasem Bułgarki nie dają za wygraną.