Wiersze
Krzysztof Gryko



Brzydka Pogoda


Zlał się dzień
w jasnoszare majteczki popołudnia.






Dalej

Pada. Upadek formy.
Treść zostaje w ustach.
Kiedyś ją wydalę tam
skąd ją przyniosłem.
Nie robię obietnic,
bo inni też nie robią
i sprawy się wyślizgują
z rąk jak światła na przejściu.
Trawię treść w trzech
najczęściej pożądanych pozycjach.





Wiersz zamiast grypy

Mokniemy. Nic lepszego nie mamy
do roboty. Pada, więc mokniemy.
Mokną liście, mokną przedwyborcze hasła,
kursy językowe, kandydaci do sejmu.
Nikt inny nie dał się na deszcz
wypędzić. Nikt inny nie chciał zmoknąć,
jezdnia błyszczy, pływają w niej odbicia
tego co zostało. Reszta tonie w absencji.
Mokniemy, spokojnie patrząc
jak wydarza się zimno.
W samochodach gorączka
poślubia hałasy, zamiast grypy,
no właśnie, zawsze może coś być
zamiast grypy.







Obława

Szermierka w morzu,
mokną krajobrazy
jak chwile napływające
podskórnymi łzami.
Ryby się zdarzają,
ryby się zderzają,
w pocałunkach wody
miękkich jak nylony,
napiętych jak struna.
Kładę dłoń na komputerowej myszy
jakbym brał cię za rękę,
ta czynność, choć niegroźna
staje się rutyną,
ta czułość, choć odległa
wymaga naprawy,
w której łapię oddech
jak tenisista pomiędzy dwoma
sąsiednimi gemami.
Jeden jest odkryciem,
a drugi ślepotą.





Wiersze Kredytowe

Czekam na pieniądze
bo wciąż nie da się płacić wersami
ani metaforą.
Zresztą czy mógłbym się spoetyzować
w pierwszym lepszym banku
czy mógłbym wyznać uczucie
przypadkowej kasjerce
słyszę jakby z dna żołądka
i robię sobie kanapkę dwupiętrową
czy mógłbym powiedzieć konduktorowi
że zachody słońca są dla emerytów
a wschody dla piekarzy
może gdybym był pijany
czekam na pieniądze
ale szybszy jest deszcz
i jakieś ciche zwierzę
które w połowie walczy o mnie
a w połowie o ciebie
czekam na pieniądze
biorąc wiersze za papiery wartościowe
za światło gaz telefon
gdy przejdę już przez te zimne kraje
gdy przepłynę przez te morza podpisów
cyferek przytaknięć
przybijam do portu
wymierzając mu ostateczną puentę





Opis przyrody

Idąc przez środek, wciąż przechodzę obok.
Nie dotykam schodów, gdy nie są mi potrzebne,
drzew skrytych w swojej zieleni, wolę żeby były.
Nie zahaczam o liście, chociaż to możliwe.
Koty ocierają się o najniższe ściany,
ale ich wzrok wybiega poza okoliczność.
Jednym gwałtownym krokiem zmuszam ptaki do lotu,
a przecież pewnie akurat nie chciały się stąd ruszać.
Przechodząc obok, wciąż idę przez środek.







Układanka


Wrzesień. Zmierzch lata.
Popołudnie roku.
Nie braknie poniedziałków
sobót śród niedziel. Tydzień nie chce się zamknąć
w żadnej cichej nocy.
Już spłonął ostatni miesiąc
zostawiając mnie z kaprysami powietrza
i nosem w korytarzu bez zbędnych detali.
Robię krok w stronę liścia,
wtedy spada drugi.
Pies się uśmiecha widząc
jak podchodzę jesień.





Krzysztof Gryko - Ur. 1974. Poeta. Dziennikarz. Mieszka w Puławach...