Czujcie się sparodiowani
wiersze Adama Pluszki . . .



   Czyli co? Poezja już nie ocala narodów ni ludzi? Gdy się czyta wiersze Adama Pluszki i jego rówieśników, to wydaje się, że już nie ocala. Że ocalać raczej nie chce. Może w małym tylko zakresie, prywatnym, osobistym, intymnym. Ocalenie na małą skalę. Dzisiaj wydany ów słynny tomik Miłosza nosiłby tytuł "Małe ocalenie". Bo i apokalipsa jakby drobniejsza, codzienna, szczebiotliwa i na niby, wirtualno-telewizyjna. Zresztą, co nas to wszystko obchodzi. Czy to jest najważniejsze przy lekturze tomiku Adama Pluszki pt. "Zwroty"? Nie wiem, co jest najważniejsze. Może nie ma takiej rzeczy, która byłaby ważniejsza od innych. Tutaj bardzo dużo faktów i wartości działa symultanicznie. Może ta symultaniczność jest...

    Myślę jednak, że ważna jest informacja, jaka już po kilku linijkach dociera do czytelnika. Po pierwsze nie nudzić. Po drugie Đ "Chcę cię bracie rozśmieszyć, zabawić, a potem zastanowić." Mamy do czynienia z dowcipną, wesołą książeczką dla ludzi. Trochę w stylu Cummingsa. Dla normalnych ludzi, dla szarych czytelników, a nie tylko dla badaczy, krytyków i innych lirycznych jajogłowych. Można się bawić, można się uśmiać, można sobie na wiele pozwolić i nie wyjść przy tym na durnia. Nie trzeba dociekać, kombinować, nawiązywać i przytaczać Derridy. Opowieść Pluszki jest prosta i czytelna, lecz nie prostacka i trywialna. Jeżeli w debiutanckim tomiku wydawał się być zanurzony w śląskiej tradycji realistycznej sprawozdawczości poetyckiej i bliżej mu było do Siwczyka, Meleckiego, Podgórnik, to teraz jawi się jako znakomity "pastisz-man", parodysta wiele zawdzięczający poetykom Wiedemanna, Foksa i Jaworskiego. Wówczas wieloznaczny tytuł da się wyłożyć jako "zwroty do adresata" Đ szereg nawiązań do wspomnianych poetyk, do konkretnych wierszy wymienionych autorów. Tak jakby zwracało się to, co wzięło, ale zwroty lśnią jak czyste złoto, nie przypominając już zapożyczonych i oryginalnie obrobionych wzorów. Tytuł da się tłumaczyć także jako "zwroty frazeologiczne", gdyż wiersze Pluszki pełne są ciekawie wprowadzanej w obręb sytuacji żywej mowy z całym dobrodziejstwem jej rozmaitych frazeologizmów. Kto wie jednak, czy nie najważniejsza jest bezpośredniość zwrotów do wielu realnie istniejących postaci z kręgu poety, często są to ludzie o znanych w naszej literaturze nazwiskach. Kalejdoskop tych nazwisk, imion, ksywek i cytatów z tego, co powiedzieli, tworzy nastrój przedziwnego jarmarku poetyckiego, swoistego odpustu poezji, obyczajowo-środowiskowego folkloru. Wiersz Pluszki bywa niekiedy konstrukcją przestrzenną opartą na różnorodnie wykorzystywanej stylistyce żargonów środowiskowych: sprytnie wykorzystane urywki czyichś wypowiedzi nakładają się na siebie, budując nowy kontekst, jakiś ciekawy odcień znaczeniowy o bardzo ogólnym charakterze. Przebiega to wszystko trochę pod hasłem "wszystkie zwroty nasze są" Đ ja je wykorzystuję, sklejam, łączę i tworzę pikantne, błyskotliwe, szydercze collage tekstowe. W ten sposób powstają wiersze będące czymś w rodzaju liścików do znajomych, przyjaciół, sąsiadów i rodziny, które wydają się być przemyślaną i wysublimowaną formą odpowiedzi na życiowe, realnie zaistniałe sytuacje i rozmowy. Ta bardzo prywatna praktyka poetycka współgra z mistrzowskim operowaniem idiomami modnej mowy poetyckiej i tworzy w efekcie coś na kształt prześmiewczej gry, parodystycznej wielkiej rewii na lodzie. Symultaniczność jest tu tylko wyrazem tej strategii. Bo świat przedstawiony cechuje się migotliwością, przeładowaniem wątków, napomknień, aluzji. Bohater atakowany informacjami, plotkami, wieściami, doniesieniami usiłuje ogniskować swoje wypowiedzi wobec stałych punktów odniesienia. Jak już wspomniałem, często są nimi wydarzenia czy przeżycia wzięte z rówieśniczego życia literackiego, fakty i doświadczenia związane z przyjaciółmi-poetami. To jakoś orientuje jego życie wewnętrzne, porządkuje stylistyczne rozproszenie, osadza go w ramach rówieśniczej grupy. Lecz gdy zgasną światła i po imprezie jedzie się do domu, to pojawiają się inne ważne punkty odniesienia, te bardziej osobiste, intymne. Trudno się wygłupiać przed lustrem. Chodzi o miłość, o smutek rozstania, o nadzieję związaną z ponownym połączeniem. Chodzi też o samotność, depresyjne poczucie pustki. Chodzi o światopogląd, tu jakby radośnie zbywany, lecz przecież obecny, gdyż w ostateczności deklaruje się agnostycyzm i niewiarę. Czyli co? Poczucie pustego nieba. Wówczas wydaje się, że bycie w tłumie, wśród ludzi, w środowisku, w pokoleniu jest rodzajem zasłaniania się, zagadywania pustki i samotności. Jakiekolwiek próby transcendentalnego transferu brane są w żartobliwy nawias przez zdeklarowanego wesołka i trzpiota. Jednakże pojawiające się w tej błazenadzie pęknięcia i prześwity sygnalizują może nie ból i cierpienie, ale coś jakby dyskomfort i niepokój, jakiś grymas pod maską błazna.

    Oczywiście, tego można nie zauważać i czytać lekko, beztrosko. Naprawdę przednia to zabawa, rozrywka na wysokim poziomie. Oto zaczęła się era poetów bawiących się sobą, światem i słowem. Bez obciążeń, bez ograniczeń, bez bagażu doświadczeń wlokących się za poprzednikami. Skoro nie ocala, to niechaj rozbawia, rozpraszając smętek codzienności. Jak na razie Pluszka wydaje się Đ obok Dąbrowskiego Đ koryfeuszem tego wesołego zgromadzenia cierpko dowcipkujących młodzianków. Jego wiersze wysforowały się naprzód. Prawem nieprzeciętnego talentu.

Karol Maliszewski
Adam Pluszka: Zwroty. Teatr Mały, Tychy 2002. Biblioteka Tyskiej Zimy Poetyckiej.


  


Adam Pluszka Đ WIERSZE

   
 

   Gdybym był van Goghiem,

    wolałbym mieć swoje nazwisko

   Wtedy, gdy dyktowałbym ci mój

    adres internetowy, zakończyłbym

    tak: małpa.wp.pl

    Pl Ń jak Pluszka bez uszka.

    

   

VIII. Ciotka miała i już nie ma

   
   Między Warszawą a Zabrzem, moją

    trasą W-Z, myślałem o ciotce, która

    miała kota zupełnie bez rodowodu.

    Przyszedł i został. Któregoś dnia zdechł.

   Wyglądał jak sama ciotka w kilka dni

    później, gdy idąc po wodę upadła.

    Miał wielkie, szeroko otwarte oczy.

    Kot zjadł szczura, ciotka miała wylew.

    

   
Wolę babki

   
   Byłem kiedyś na wsi i tam, siedząc

    z babcią przy stole, oglądaliśmy disco

    relaks. Akurat śpiewał Stachursky:

    kiedy mówisz, że nie chcesz, to wiem,

   że chcesz, kiedy mówisz, że nie chcesz,

    to właśnie chcesz. Czy jakoś tak. Babcia

    powiedziała, że on jest głupi po plecach i

    że mam słuchać Połomskiego, bo on wie,

   czym miłość jest. Trzeba mieć szacunek,

    wnusiu, bo inaczej baba da ci bez łeb

    albo w ogóle nie da. Jestem stara, to mnie

    słuchaj, znam się. Bez baby ani rusz.

   Powiedziała jeszcze, że do kobiety jak do

    konia trzeba podchodzić: przede wszystkim

    ostrożnie i nie od tyłu. Kazała przysiąc na

    kolorowe zdjęcie Jezusa, że będę wypełniał

   jej wolę.

   
 

Chwilo trwaj, bo w ryja

   
   Przysiadłem na stołku w kąciku,

    paląc kradzionego mamie z paczki

    papierosa i cicho się upieram, że

    kradzione nie szkodzi. Siedzę, a

   żar zbliża się do placów i wyglądam

    jak jakiś E.T., ale tylko na pierwszy

    rzut oka, bo przy drugim i kolejnym,

    oko zachodzi łzą. Na wszelki

   wypadek, schowany w tym kącie,

    dotykam jej tym świecącym palcem,

    może żarem. Pisnęła, a po chwili

    głosem twardym jak struna, pękła i

   odskoczyła, a z nią odskoczył kolega,

    który rzucił palenie, więc nic nie rozumie.

    W nim wszystko, jak w popielniku,

    cyt, zgasło, a mnie nie chce się tego

   na nowo jarzyć. Siedzę zatem i nawet

    nie jest tak trudno wstrzymywać się

    od odszczekania wszystkiego, bo wiem,

    że musiałbym miauczeć i jak nic, dostał

   w ryja.

     

   
* * *

   
   Nie miałem co robić, wszedłem

    do apteki. Tysiące leków na ból

    ciała przywitało mnie kolorami

    drażniącymi oczy. Podać coś? Nie,

   dziękuję. Nic mnie nie pika.

     

   

Kwiotek z Poręby

   
   Sytuacja jak z wiersza, niemal identyczna:

    idę po samochód, jest godzina wcześniej

    niż wtedy, robotnicy drogowi jeszcze śpią,

    przed bramą garażu znów pies zrobił kupę,

   choć już wyzdrowiał i przestał sikać na mój

    widok. No więc idę. Pod butami chrzęści żwir,

    a kamyczki układają się w obrazek, jeden z

    tych bardzo popularnych kilka lat temu. Nie

   wiem czy to niewyspanie, czy prawda, ale

    droga przede mną nagle uzyskuje czwarty, nie

    trzeci, wymiar, z którego wyłania się mglisty

    obraz pupy Carrie-Anne Moss. Zapach

   detergentów nie przywróci mnie rzeczywistości,

    bowiem nie pracuję już w przychodni, dlatego

    ów mglisty obraz trzymał się będzie przez

    cały dzień. I nie zmieni tego nawet napis na

   płocie Elektrociepłowni, prawie propozycja:

    Kwiotek z Poręby biere do gemby. Przez

    jakąś chwilę nie mogę uwierzyć, że wszystko

    dzieje się w czasie teraźniejszym.

    

   
***

   
   W pierwszej godzinie czekania na

    możliwość zadzwonienia do ciebie,

    nic nie zrobiłem. Gapiłem się na

    tyłek pana kafelkarza, wystający

   ze spodni. Przyjdzie jutro rano,

    więc mam już plany na jutro, ale

    to jeszcze dalsza perspektywa niż

    kolejne dwie godziny. W drugiej

   godzinie czekanie na sposobność

    podniesienia słuchawki i wybrania

    numeru, przypomniałem sobie o

    moich butach, które miały za grubą

   podeszwę, więc skroiłem ją w

    maszynce do chleba, gumową pajdę

    chowając do szuflady z myślą, że a

    nuż, kiedyś przyda się większy

   dystans wobec kamieni na chodniku.

    W trzeciej godzinie oczekiwania

    na twój głos, wróciło wspomnienie

    o tym, jaki mogę być niemiły.

   Koleżanka powiedziała, że jestem

    młody, że wszystko przede mną, że

    mogę przestawiać góry. Odpowiedziałem,

    że góry mogę przenosić, to wiem, a

   przestawić to ja mogę sobie co

    najwyżej szyk. W minutę po tym,

    jak już mogłem wystukać twój numer,

    odczekałem kolejnych dziesięć. Sama

   powiedziałaś, że tęsknota dobrze robi.

   
Od. red.

Adam Pluszka, ur. w 1976 w Zabrzu. Poeta, prozaik, krytyk filmowy i literacki. Debiutował w dodatku do Opcji "Na Dziko". Laureat nagrody im. Rafała Wojaczka (1998), Nagrody im. K.K. Baczyńskiego (1999), Tyskiej Zimy Poetyckiej (2002). Publikował m.in. w FA-arcie, Kresach, Twórczości, Pro-Arte, Opcjach, Nowym Wieku, Studium. Redaktor internetowego magazynu literackiego Kursyw@, który istnieje także jako papierowy dodatek do Opcji. Stały współpracownik Megalopolis, Nowego Wieku i Opcji. Jako dodatek do Opcji ukazał się arkusz poetycki "Przez ramię" (Katowice 1999). Zadebiutował tomem wierszy "z prawa z lewa" (Łódź 2000). Jego wiersze zostały zamieszczone w antologii młodej poezji Śląska i Zagłębia "W swoją stronę" (Katowice 2000). Pokłosiem konkursu Tyska Zima Poetycka jest tom wierszy "Zwroty" (Tychy 2002). Mieszka w Krakowie.